" Rychłoż się zejdziem znów?" - kilka słów o rytuałach grupowych.
Pora na kolejny tekst sprowokowany wiadomością od Czytelnika bloga. Pytanie było proste – „czy w ludowym czarownictwie
odprawia się rytuały grupowe?” Nie miałem za dużo czasu na rozpisywanie się,
więc udzieliłem krótkiej, jednowyrazowej odpowiedzi brzmiącej po prostu „tak”.
Moja odpowiedź sprowokowała kolejne pytanie – „praktykujecie w kowenach jak wiccanie?”.
Na temat praktyki w kowenie nie będę się rozpisywał – polecę po prostu stronę
Wiccańskiego Kręgu i blog Sheili, która napisała kilka tekstów, w których ten
temat się przewija. Warto zwrócić uwagę na to czego nie widać – perfekcyjną miłość
i perfekcyjne zaufanie oraz umysł grupowy. W książkach wszystko jest ładnie i
prosto opisane; problem zaczyna się w momencie, gdy się zacznie na ten temat
gadać z wiccanami, zwłaszcza jeśli jest ich kilku i różnią się stażem. Podejście
do tematu ewoluuje w czasie, czego jestem zresztą żywym przykładem. Zasadniczo jednak można powiedzieć, że rytuały
wiccańskie praktykuje się w grupie, którą stanowią osoby odpowiednio przygotowane,
a następnie prawilnie inicjowane, które wiedzą jak to zrobić.
Zacznijmy od Podlasia, bo to będzie krótka piłka 😉 (tak przynajmniej myślałem na początku obmyślając tekst, potem
zwątpiłem). Wszyscy zainteresowani tematem znają typowy model – we wsi jest sobie
babka (bo obecnie większość praktyków to
kobiety), do której ludzie przychodzą z różnymi problemami, które są „załatwiane” przy pomocy guseł. W wielu
przypadkach pacjent pozostaje biernym uczestnikiem rytuału – ot po prostu
siedzi, stoi lub klęczy i dzielnie znosi wszystkie te zabiegi. Zdarza się, że w
zabiegach uczestniczy kilka osób na raz – babka z Rutki zwykła czasami
załatwiać ludzi hurtem, zwłaszcza podczas święcenia przyniesionych produktów spożywczych. Czasami jednak pacjent/pacjenci
biorą udział czynny – mają przykazane coś robić albo odmawiać jakiś tekst. Pojawia
się pytanie – czy taki rytuał jest wtedy praktyką grupową skoro bierze w niej
udział kilka osób i robią to w sposób czynny? Odpowiedź nie jest łatwa i myślę,
że zależy od tego na ile ktoś rzeczywiście czynnie i świadomie w tym rytuale
uczestniczy. Na pewno nie można się schować
za filarem jak w kościele i trzeba robić to, co babka akuratnie nakazała
czynić.
Ponoć kiedyś, w czasach kiedy babek było na wsiach zatrzęsienie,
zdarzały się rytuały grupowe, w których
brały udział jedynie babki. Ciężko to zweryfikować, bo pozostaje to jedynie na
etapie opowieści. Na pewno nigdy na żywo czegoś takiego nie widziałem. Zdarzają
się natomiast przypadki kiedy pacjentem zajmuje się babka oraz uczennica/uczeń jednocześnie i to
już będzie rytuał grupowy, bo mamy dwóch praktyków w przestrzeni rytualnej.
Na Bałkanach sprawa jest nieco bardziej skomplikowana i to nie tylko dlatego,
że obok laików mamy jeszcze nieinicjowanych znających rytuały, inicjowanych
przez tzw. Siły Wyższe oraz takich inicjowanych przez innych praktyków. Po
prostu funkcjonują tam rytuały grupowe w różnych konfiguracjach. O takich rytuałach
pisałem już zresztą w tekście poświęconym ofiarom ze zwierząt – obie opisane
przeze mnie praktyki są grupowe. Rytuały owe mają różną formę – często mamy osobę
przeprowadzającą obrzęd (czasami jest to kilka osób, może być tak, że jest
główny odprawiający i pomocnicy) oraz
resztę uczestników np. mieszkańców wioski. Ich rola w rytuale może być różna –
od biernego uczestnictwa, aż po czynny udział.
Przykładem takiego rytuału jest Petlyovden, zwany też Dniem
Koguta. Święto jest bułgarskie i ma znaczenie płodnościowe. Kobieta prowadząca
obrzęd zabija koguta odcinając mu głowę siekierą, następnie używa jej do
namalowania znaku krzyża na ścianach domów. Maluje też krwią czoła reszty
uczestników, zwłaszcza dzieci. Tutaj
można znaleźć stosowne zdjęcia – uwaga mogą być drastyczne dla
miłośników zwierząt. Czasami w mordowaniu koguta uczestniczy kilka kobiet, są
też różne towarzyszące wydarzenia, ale tłum zasadniczo jest raczej bierny.
W zajawce do tekstu pojawiły się filmy pokazujące dwa
rytuały. Oba są ciekawe i krótko opiszę
je w tym tekście, bo oba są grupowe i pasują do tematu wpisu. Szerszy
opis z wyjaśnieniem co, jak i gdzie być może się na blogu pojawi, bo to wdzięczny temat na kilka kolejnych tekstów.
Zacznijmy od drugiego filmiku:
Interesujący nas kawałek zaczyna się w okolicy 8:28 (wcześniej pan opowiada o śmierci, potem jadą traktorem - jak ktoś traktora nigdy nie widział to może sobie spojrzeć).
Poprzednio mieliśmy panią/panie mordującą koguta i tak zwaną
resztę luda. W tym wypadku też mamy widownię która obserwuje przebieg obrzędu.
Pojawia się nowy element w postaci muzykantów, którzy zapewniają oprawę muzyczną
rytuału. W tym wypadku mamy instrumenty dęte oraz bęben, w drugim filmiku
głównie smyczkowe, ale o tym potem. Mamy też kobiety prowadzące – to one ozdabiają
grób (to tak naprawdę dom, stąd ozdoby, lustra pełniące rolę okien oraz komin).
Krótko mówiąc znają cały przebieg, wiedzą co robić i w jakiej kolejności. Co
ciekawe cały ten rytuał jest poświęcony osobom, które jeszcze nie umarły 😉
Widzimy charakterystyczny miks chrześcijaństwa i pogaństwa. Oprócz Boga i wszystkich świętych mamy też Słońce i Księżyc, które mają czuwać nad ucztą. Sam pomysł uczty i przybierania grobu też jest pogański. Potem mamy znowu traktor i imprezę. Na stole widzimy chleby, w tym także tzw. Kapu (czyli głowę). W jednym z kolejnych tekstów napiszę o co w tym wszystkim chodzi, ale najpierw muszę się przebić przez stosowną literaturę i pozbierać źródła do kupy. Końcówka filmu pokazuje pogrzeb jednego z bohaterów.
Pora przejść do filmiku z panią rzucającą się po ziemi.
Udajemy się do Serbii, dokładnie na wschód. Filmik pokazuje obrzęd ze wsi Duboka (jedna z lepiej zbadanych wsi jeśli o etnografię chodzi), ale podobne rytuały można też spotkać w innych wsiach rejonu.
Kolejny rytuał grupowy, mamy kolejne nowe role wymagające
wspomnienia, są też takie już opisane. Znowu mamy muzykantów. W tym wypadku
instrumenty smyczkowe. Często są inne – to zależy od tego na czym kto umie
grać. Widzimy też osoby, które tańczą taniec zwany kolo. To nowa rola, w poprzednich
rytuałach tego nie było. Widzimy panią, która wykonuje dziwne ruchy i krzyczy –
to rusalja. W czasie rytuału wpada ona w trans i komunikuje się z tzw. Wyższymi
Siłami. Rolę tę pełni specjalnie dobrana osoba, mająca odpowiednie umiejętności
i doświadczenie. Widzimy też dwie kobiety, które w odpowiednim momencie „umieszczają”
rusalję na ziemi, aby przerwać połączenie. Są też mężczyźni z szablami (w źródłach
angielskojęzycznych – Sabermen”) – stanowią ochronę rusalji (ich obecność
zapobiega opętaniu przez niechciane istoty). Pomagają też duszy rusajli w
powrocie do ciała – to ten moment, gdy szable znajdują się nad jej głową i jest
ona polewana wodą zawierającą bylicę i czosnek. Na ogół Sabermen, rusalja i
kobiety pomagające jej w wyjściu z transu są osobami przeszkolonymi (można ich
nazywać czarownicami i czarownikami jeśli ktoś woli, choć oni sami tak by się
nie określili). Reszta uczestników to laicy (muzykanci, tancerze i widownia).
Czasami jest jeszcze dodatkowa rola – młoda dziewczyna, która śpiewa
odpowiednią pieśń ułatwiającą trans. Zgodnie ze źródłami etnograficznymi osoba prowadząca
taki rytuał to car/caryca, a osoby w nim uczestniczące (przeszkolone, „nie-laicy”)
to odpowiednio królowie i królowe.Podział na cara/carycę oraz królów i królowe potwierdzają też inne źródła etnograficzne np. opis rytuału wykonanego we wsi Veliki Izvor z powodu suszy (może kiedyś opiszę, byłoby to ciekawe, bo kopulacja ze smokiem to nie w kij dmuchał). Tam też wyznaczono cara, który przewodził rytuałowi, który miał rozwiązać problem. Dla porządku dodam, że kilka grup ludowych rekonstruuje ten rytuał na rozmaitych folk-imprezach.
Zdarza się, że jakaś wyuczona osoba ma jednego lub kilku uczniów/uczennic, których przyucza do "zawodu". W takim wypadku zdarzają się rytuały grupowe - nauka odbywa się przede wszystkim poprzez naśladownictwo i obserwację, więc nauczyciel guśli ze swoimi podopiecznymi, żeby się naumieli technikaliów. W takim wypadku mamy rytuał jedynie w gronie "wise-men"/"wise-women" i w relatywnie stałej grupie. Trochę może to z zewnątrz przypominać kowen, ale stosunki w takiej "grupie" bywają bardzo różne, czasami zupełnie niekowenowe. Może to być grupa nastawiona jedynie na nauczanie i praktykę, moze być system rodzinny z duchową adopcją jako elementem. To współczesny konstrukt, ale istnieje i warto o nim wspomnieć dla oddania całości.
Niewykluczone zresztą, że prędzej czy później ktoś założy "kowen folk-craftowy" - w dobie łatwego przepływu informacji nie jest to wykluczone. Ot po prostu inspiracje czerpie się z różnych źródeł. Póki co jednak nic mi o takowych kowenach nie wiadomo, co oczywiście nie wyklucza ich istnienia (możliwe, że jest jakaś grupa osób praktykujących wspólnie i nie szukających rozgłosu).
Kolejny wpis będzie poświęcony wróżkom oraz osobom, które (zgodnie z bałkańskimi wierzeniami) są w stanie je zobaczyć. Wspomnę też o tym dlaczego czasami źródła etnograficzne zawierają błędy (zwłaszcza jeśli badający nie zna zbyt dobrze języka ludzi, których bada). A może napiszę o chlebie albo kulcie Świętych. Jak już się ogarnę i wybiorę to przekopię się przez tony źródeł oraz notatki własne i popełnię jakiś tekst. Jakby mi się nie chciało przekopywać - zawsze mogę odpowiedzieć na kolejne pytanie czytelników. Wyjdzie w praniu.
Zdarza się, że jakaś wyuczona osoba ma jednego lub kilku uczniów/uczennic, których przyucza do "zawodu". W takim wypadku zdarzają się rytuały grupowe - nauka odbywa się przede wszystkim poprzez naśladownictwo i obserwację, więc nauczyciel guśli ze swoimi podopiecznymi, żeby się naumieli technikaliów. W takim wypadku mamy rytuał jedynie w gronie "wise-men"/"wise-women" i w relatywnie stałej grupie. Trochę może to z zewnątrz przypominać kowen, ale stosunki w takiej "grupie" bywają bardzo różne, czasami zupełnie niekowenowe. Może to być grupa nastawiona jedynie na nauczanie i praktykę, moze być system rodzinny z duchową adopcją jako elementem. To współczesny konstrukt, ale istnieje i warto o nim wspomnieć dla oddania całości.
Niewykluczone zresztą, że prędzej czy później ktoś założy "kowen folk-craftowy" - w dobie łatwego przepływu informacji nie jest to wykluczone. Ot po prostu inspiracje czerpie się z różnych źródeł. Póki co jednak nic mi o takowych kowenach nie wiadomo, co oczywiście nie wyklucza ich istnienia (możliwe, że jest jakaś grupa osób praktykujących wspólnie i nie szukających rozgłosu).
Kolejny wpis będzie poświęcony wróżkom oraz osobom, które (zgodnie z bałkańskimi wierzeniami) są w stanie je zobaczyć. Wspomnę też o tym dlaczego czasami źródła etnograficzne zawierają błędy (zwłaszcza jeśli badający nie zna zbyt dobrze języka ludzi, których bada). A może napiszę o chlebie albo kulcie Świętych. Jak już się ogarnę i wybiorę to przekopię się przez tony źródeł oraz notatki własne i popełnię jakiś tekst. Jakby mi się nie chciało przekopywać - zawsze mogę odpowiedzieć na kolejne pytanie czytelników. Wyjdzie w praniu.
Szkoda, ze linki do zdjec i filmow nie dzialaja. Masz je moze gdzies jeszcze?
OdpowiedzUsuńNiestety Paun usunął filmy ze swojego profilu. Na szczęście podstawiłem innymi - nawet traktor jest ;)
OdpowiedzUsuń