"Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie" - problemy ze źródłami.

     Jeden z czytelników bloga zadał ostatnio pytanie. Zacząłem nawet formułować odpowiedź, ale tekst tak bardzo się rozrósł w miarę pisania, że bardziej nadaje się na bloga, bo odpowiedź jest długa i wielowątkowa. Samo pytanie jest bardzo ciekawe i pokazuje pewien ogólny problem, z którym stykają się osoby początkujące, które szukają informacji na temat magii ludowej (ludowego czarownictwa - jak zwał tak zwał). Osoba pytająca zainteresowała się praktykami ludowymi z Rosji. Kupiła sobie książkę na Amazonie, która okazała się całkiem sensowna, bo wszystko jest tam prosto i klarownie opisane. Są tam zawarte podstawowe zasady, którymi (zdaniem autora) kierują się praktycy "russian folk magic". Krótko mówiąc - wszystko fajnie, nic tylko praktykować. Problem pojawił się, gdy Czytelnik stwierdził, że fajnie byłoby kupić kolejną książkę do poczytania, bo wiadomo, że dobrze jest mieć różne źródła w temacie (wszak wiadomo - wiedza ubogaca). Okazało się, że autor B ma zupełnie inne spojrzenie na temat. Owszem zgadza się z autorem A w kilku kwestiach, ale w wielu się nie zgadza, a w paru to w ogóle obaj sobie przeczą. Pytający wpadł wiec na sensowny bardzo (moim zdaniem) pomysł, żeby to zweryfikować u etnografów, czyli zajrzeć do źródeł naukowych. Na szczęście w dobie internetu mamy Academia.edu i kilka innych sensownych portali, więc nie trzeba już biegać po bibliotekach. Konsultacje z naukowcami w niczym nie pomogły, jednie zamgliły temat, bo badacz C pisze jedno, a badacz D jeszcze coś innego. Pytanie było proste - kto ma rację: autor A, autor B, a może jednak badacze (a jeśli tak to który z nich).

     Zacznę od tego, że cieszy mnie coraz większe zainteresowanie magią ludową. Szkoda, że nie mamy po polsku dobrych książek na temat, ale liczę, że to się kiedyś w końcu zmieni. Wiem, że czytanie angielskich źródeł na temat praktyk rosyjskich może się wydawać dziwne. Niemniej jednak można znaleźć dobre pozycje, często są to tłumaczenia autorów rosyjskich. Wiem, ze opinie na temat rosyjskiego rynku wydawniczego jest są mocno podzielone (ezoteryka się tam wbija wszędzie), ale czasami trzeba po prostu poszukać głębiej.

     Wracając do odpowiedzi na pytanie czyja racja jest tą właściwą - w zasadzie to chyba każda ;) Zasadniczo - nie istnieje coś takiego jak rosyjska magia ludowa w wersji podawanej przez autora A i B. Osoby piszące książki dla początkujących muszą opisać temat tak, żeby się czytelnik nie wystraszył. W związku z tym biorą ileś tam źródeł i to kompilują w jedno tworząc pewne ogólne zasady. Wszystkich źródeł wziąć nie mogą, bo tak się nie da, poza tym takiej ilości danych nie da się skompilować i nie da się z tego wyciągnąć ogólnych prawideł, które będą do wszystkiego pasować. To co im nie pasuje do schematu najchętniej by amputowali, ale się nie da, więc po prostu o tym nie wspominają. Gdyby chcieli zrobić to w 100% rzetelnie, to kilkulinijkowy tekst byłby opatrzony kilkoma stronami komentarza z informacjami, że Wala ze wsi X to robi trochę inaczej (i to jest drobne odstępstwo od normy), ale Kataryna ze wsi Y to już w ogóle robi inaczej i ustalone uzusy ma w głębokim poważaniu. Jakby tak zrobili to by się czytelnik przestraszył i zwątpił, że tego się w ogóle można nauczyć. Niektórzy w ogóle popadają w nihilizm i mówią, że wszystko to jest nieprawda, bo Wala i Kataryna są ze wsi sąsiednich, a wszystko robią inaczej.

     Naukowcy mają jeszcze inne podejście do tematu, bo najczęściej opisują praktyki z konkretnego rejonu, czasami z jednej konkretnej wsi, a niekiedy tylko jednej osoby. Krótki przegląd prac pokazuje, że modne jest opisywanie praktyk z obwodu smoleńskiego (tak, tupolew spadł w bardzo magicznym rejonie) czy woroneskiego (w przypadku Rosji europejskiej) i irkuckiego. Ze Smoleńska do Irkucka jest ponad pięć tysięcy kilometrów, poza tym kulturalnie to jest tak różne, że ciężko oczekiwać tam tych samych praktyk.

     Na Bałkanach jest zresztą dokładnie to samo, podobne zastrzeżenia jak do "Russian Traditional Witchraft" należy kierować pod adresem "Balkan Traditional witchcraft". Z Bałkanami to jest nawet bardziej skomplikowane, bo to jest taki tygiel wszystkiego, że łeb odpada. Z jednej strony mamy Serbów, z drugiej Wołosów (którzy też się dzielą kilka grup różniących się m.in. wyznaniem, a to wpływa na praktykę), a jeszcze są Romowie i parę innych nacji. Dodajmy do tego jeszcze wpływy trackie i iliryjskie - tak dla większej komplikacji. Owszem - są podobieństwa w wierzeniach (np. święty Jerzy czy Ilia się trzymają tam mocno), ale w warstwie obrzędowej to się może różnić bardzo. W pracach etnografów to też widać, wszystko zależy jaki rejon, czy jaką wieś konkretnie opisują. Najbardziej topowe są wsie w okolicach Zajecaru - mój znajomy twierdzi, że naukowcy tam zajrzeli pod każdy kamień i już w ogóle wszystko opisali, więc jak się chce ktoś wybić to musi szukać gdzie indziej. Niektórzy wręcz praktyki z tego rejonu rozciągają na całą Serbię czy Bałkany i robią z tego jądro Balkan Traditional Witchcraft, ale pytanie co zrobić z całą resztą. Wszak w Duboce robią inaczej (a to raptem 100km), a przy granicy z Bułgarią to "paaaanie - niebo, a ziemia".

     Podobnie jest zresztą z tzw. magią romską. Książek o "gypsy magic" jest też niemało, nawet Leland od Aradii popełnił jedną. Genetycznie Romowie pochodzą od relatywnie niewielkiej grupy emigrantów z Indii. W praktyce różne wyznawane religie (przejęte na przestrzeni wieków) i cała masa innych rzeczy sprawia, że też różnice bywają ogromne. Wystarczy zestawić np. Polska Roma z Kełderaszami, czy Romami bałkańskimi, żeby zobaczyć jak się sprawy mają. Nawet w Polsce zróżnicowanie może być spore, bo Polska Roma i Bergitka Roma to trochę inny świat ;) Czasami różnice między naciami i vicami też mogą być istotne. To, że jedne grupy mieszają się ze sobą, a inne są bardziej izolacyjne (a więc część praktyk się miesza, część nie) potęguje bałagan.

      Dochodząc do meritum - pora odpowiedzieć na pytania fundamentalne ;) Co robić? Praktykować. Jak żyć? Najlepiej tak, żeby niczego nie żałować ;) Czy czytać książki i naukowców? Czytać, bo to dużo daje, ale z głową i nie na początku. U zarania lepiej przyjąć jedną praktykę, która nam pasuje i jest "tradycyjna", żeby poznać podstawy. Jak już człowiek opanuje abecadło można próbować rzeczy, które od tych podstaw odchodzą. To poszerza horyzonty jak się już coś wie. Jak się nie wie, to wprowadza tylko chaos, bo człowiek nie wie co jest ważne, a co nie.

     W następnym odcinku będę się rozprawiał z pytaniem dotyczącym praktyk grupowych, grup, kowenów i w ogóle.

Komentarze