Zróbmy sobie rytuał - historia prawdziwa.

     Mój bardzo dobry znajomy J. pewnego pięknego dnia stwierdził, że na okoliczność swojej dziesiątej rocznicy praktykowania cunning folku chciałby zrobić coś uber i w ogóle. Myślał czas jakiś nad tym czym to uber coś mogłoby być i wymóżdżył, że marzy mu się rytuał grupowy, w którym wezmą udział wszyscy, którzy się przewinęli w jego magicznym życiu przez te wszystkie lata. Pomysł całkiem zacny, więc zapowiedziałem swój udział i zaoferowałem pomoc w przeprowadzeniu tego przedsięwzięcia. J. stwierdził, że zorganizowanie rytuału grupowego to w zasadzie nic trudnego, wystarczy zebrać ludzi i dać im jakiś kawałek do zrobienia. Stwierdziłem, że nie będę go wyprowadzał z błędu - nic nie zrobi tego lepiej niż brutalna rzeczywistość. Postanowiłem więc poczekać na rozwój wypadków - wszak Siły Ciemności nie śpią i czekają tylko na okazję, żeby się objawić w pełnej okazałości.

1) Owiane złą sławą Siły Ciemności zaatakowały już na etapie wyboru daty. Okazało się, że każdy z potencjalnych uczestników wolałby "w innym terminie". Rozpoczęło się rozmyślanie na czyjej obecności w rytuale J. bardziej zależy i ustalanie ostatecznego terminu wydarzenia. Zajęło to cirka abałt tydzień, w końcu się udało. W tak zwanym międzyczasie latały maile od tych, których propozycje nie zostały uwzględnione, zawierające ubolewanie i życzenia dobrej zabawy (większość) lub święte oburzenie, którego moc mogłaby zniszczyć całą galaktykę (na szczęście mniejszość, bo by galaktyk zbrakło). J. stwierdził, że teraz to już będzie z górki i prościzna. Pokiwałem głową śmiejąc się w duchu i czekając na kolejny atak Mrocznych Sił.

2) Cudownie - mamy datę. Trzeba się zastanowić JAKI rytuał można w tej dacie zrobić. Okazało się, że w sumie żaden, a na dobrą sprawę to aż dwa różne :> Po prostu konkretnie w tych dniach nie ma żadnego święta, pełnie  i nowie też nie pasują. W odstępie kilku dni od wyznaczonej daty są aż dwa święta w tym jedno WAŻNE BARDZO i trzeba wybrać. Rozpoczęły się konsultacje odnośnie tego, które lepiej zrobić, czy w ogóle tak można, że nie w terminie i tak dalej. Dyskusja się toczy, czas leci. W momencie gdy rozważania weszły na poziom "jak się zakłada buty to najpierw lewy czy prawy" rzuciłem pomysł, żeby zrobić 2 w 1 i już. Przyklepali. J. nieco bardziej markotny, ale nadal pełen zapału organizatora.

3) Kwestia tekstu. Warto, żeby rytuał posiadał takowy. Zaproponowałem napisanie skryptu i rozdzielenie ról. Usłyszałem, że rytuał to nie teatrzyk i trzeba dać ludziom szansę na to, żeby każdy zrobił swoją działkę po swojemu. Będzie bardziej ożywczo. Słucham edukacyjnej pogadanki o tym, że "wiccanie nie mają monopolu na grupowe rytuały". Wywróciłbym oczami (ale nie mogę, bo mi się nie ruszają) i idę do kąta obserwować co będzie dalej. Mniejsza o to, że sam zaczął ten temat, bo słowem nie wspomniałem, że wiccany mają monopol na cokolwiek i podsunąłem raptem JEDNĄ sugestię. Może zauważył, że wywracam oczami nie ruszając nimi?
Powstaje szkieletowa rozpiska wysłana do wszystkich z prośbą, żeby sobie role wybrali sami (tu powinienem walić głową w ścianę, ale szkoda i głowy i ściany, więc nadal czekam na rozwój wypadków).

4) Okazuje się, że 4 osoby chcą tę samą rolę, są też takie fragmenty, których nikt nie chce. W końcu doszli do porozumienia kto i co. Okazuje się, że szkielet jest zbyt ogólny i lakoniczny i ktoś nie wie o co chodzi. Powstaje Szkielet 2 i zostaje rozesłany do zainteresowanych. Krótko mówiąc - Siły Ciemności działają na całego siejąc zamęt i zniszczenie. J. zastanawia się na co mu to było.

5) Ktoś pisze, że nie rozumie rozpiski, bo w sumie to on ten kawałek robi inaczej. Czytam to będąc w pracy i żałuję, że szafa z lekami jest zamknięta na klucz, bo tyle jest różnych uspokajaczy, które chętnie bym zjadł. J. kapituluje, ja mówię "a nie mówiłem". Otrzymuję nieśmiertelną odpowiedź: "sam to zrób jak wiesz lepiej".

6) Przystępuję do wielkiego dzieła i proszę lud, żeby każdy wysłał mi tekst, który będzie deklamował w czasie rytuału. Tworzę skrypt, w którym stoi kto, co i kiedy (tak jak mnie wiccany nauczyły). Wysyłam ludziom, mają się zapoznać.

7) Ktoś pisze, że mu się tekst XYZ nie podoba i w ogóle to lepiej to zrobić tak. Udzielam mało dyplomatycznej odpowiedzi, że skoro to nie jego rola to ma się nie wpierdalać. Jak się nie podoba - może nie przychodzić. Działa to ożywczo na towarzystwo i wszyscy nagle zaczynają palić się do pracy.

8) Robię listę niezbędnych klamotów. Wysyłam J. z pytaniem czy je wszystkie ma. Dostaję odpowiedź, że w sumie to on nie wie. Żałuję, że nie mogę mu powiedzieć, że może nie przychodzić na rytuał - bez głównego bohatera to tak nie bardzawo...

9) Wszystko mamy ustalone. Siły Ciemności wydają się być opanowane...

10) ... nope. Nie są. Bo X nie przyjedzie - wypadek losowy. Modlę się do Bogów, żeby mi oszczędzili zawału, udaru i innych takich. Tak, wiem - palę jak smok, ale chcę jeszcze pożyć. Ogarniam zastępstwo.

11) Wszyscy się zjeżdżają. Zaganiam gąski do zagrody i tłumaczę co, kto, kiedy robi. Gąski rozumieją. Komuś się układ klamotów na ołtarzu nie podoba, ale wysyłam mordercze spojrzenie i mówię, że zawsze można iść do kuchni i pozmywać naczynia w czasie rytuału.

12) Poszły konie po betonie. Zrobili my. Wyszło dobrze. Solenizant szczęśliwy. Ja chcę tylko położyć się i nie wstać.

KURTYNA.

Komentarze

  1. Przynajmniej czegoś cię nauczyłam, nie poszło na marne ;)
    W jakim przedziale czasowym historia ta się działa? Znaczy ile wody w Wiśle upłynęło od pomysłu do padniecia na twarz po wszystkim? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł padł w styczniu, zrealizował się wczoraj.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, jakze bardzo znajomo ten scenariusz brzmi, jak widac grupowe zloty zawsze przebiegaja mniej wiecej tak samo, haha! Ale jesli sie zdecydujecie na nastepny to juz bedzie latwie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz